Drogi do wieczności

Żyjemy w XXI wieku. Nie mamy do dyspozycji promów kosmicznych NASA. Nie mamy własnego helikoptera, ani odrzutowca. Dlatego jesteśmy zmuszeni jeździć samochodami po naszych – przyziemnych – drogach. To, że Polskie drogi to dziura na dziurze i jeszcze większa dziura, sąsiadująca z kilkunastoma innymi dziurami, to wszyscy wiedzą. W niektórych miejscach zastosowano tzw. progi zwalniające. Nie to, że udręczasz się z dziurami, to jeszcze dochodzą do tego stalowe grzbiety na środku jezdni. Jednakże od pewnego czasu rząd stosuje innowacyjną metodę na zrujnowanie nam życia, a mianowicie – Zwężanie dróg.

Faktem niezaprzeczalnym jest, iż na zwężonych drogach wypadków jest mniej. Nie ma tych idiotów na motocyklach, którzy traktują samochody jako przeszkody do ominięcia i kierowców piratów, którzy uważają, że są lepsi od Loeba – jakby nie patrzeć, każdego, który porusza się po Polskich drogach można nazwać kierowcą rajdowym – Jest za to ciasno, wleczesz się i wleczesz z prędkością ślimaka, a na domiar złego, gdy jakiś samochód się zepsuje – zapewne wina Chińskich zamienników – droga blokuje się na długie godziny. Oczywiście, można byłoby przestawić takiego delikwenta na pobocze, ale jest pewien problem – nie ma pobocza. Rząd zwęża drogi nie myśląc zupełnie o niczym. Nie tak dawno została zwężona jakaś tam ulica i autobusy nie mieściły się na swoich pasach. Wprawdzie do mojego imienia i nazwiska nie dopisują „prof.”, natomiast wiem, że jest takie proste urządzenie zwane metrówką. Problem było ruszyć tyłek i zmierzyć szerokość autobusu? W sumie, to nie ma co się dziwić. Ludzie z rządu to osoby, które prawdopodobnie nigdy na oczy nie widzieli taczki. Nie pomagali swym rodzicom w domowych remontach jak ich rówieśnicy z osiedla, więc nie mają bladego pojęcia o życiu, ale za to wiedzą, jak zrujnować je innym.

Dawniej droga była szersza niż dłuższa, a teraz drogi są takie, że autobus się nie mieści. Za to chodniki są tak szerokie, że spokojnie stado wielbłądów mogłoby przez nie się przechadzać. Ja rozumiem, bezpieczeństwo jest najważniejsze, ale na litość Boską róbcie coś po głębszym zastanowieniu. Zwężacie drogi i ustawiacie przy nich barierki, nie zostawiając pobocza. Zwężacie autostrady, a zamiast zostawić nieco pobocza kopiecie 49687 metrowe rowy i ustawiacie przy nich barierki równie wytrzymałe, co kartka papieru. Teraz jest tak, że drogi są tak ciasne, że nie idzie puścić samochód uprzywilejowany. Nie wjadę do rowu, bo mógłbym przebić się do Chin, i nie wjadę w barierkę, bo potem policja obarczyłaby mnie kosztem jej naprawy, a dla 500zł nie stracę 70% zniżki – to tak, jakby odkładać codziennie cokolwiek do skarbonki, a mając ochotę na czekoladę brać kredyt na wyjątkowo duży procent – Karetka stoi w bezruchu, a emeryt umiera, gdy tym czasem dom Cioci Jadzi stoi w płomieniach. Taki stan nie panuje tylko u nas, ale na całym świecie. Chociażby nie tak dawno w Rosji. Ludzi tak zasypało, że stali kilkanaście godzin w korku. A gdyby tak droga była szersza…? Tak, wiem, to marne pocieszenie. To trochę tak, jakbym miał powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce – Nie przejmuj się, ten psychopata wykorzystał kilka innych dziewczyn.

Zwężanie dróg z pozoru jest genialną metodą na poprawienie bezpieczeństwa. Praktycznie to nic wielkiego nie daje. Może jest to sposób na uniknięcie kilku rysek na zderzaku rocznie, ale za to jakim kosztem się to odbywa. Zwężanie dróg kosztuje, tworzą się korki, karetka nie dojeżdża na czas, a na domiar złego złodziej nie ma jak uciec, mimo że radiowóz stoi w bezruchu.

Autor: Mateusz Chomicki

Motoryzacja to moja pasja. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Zafascynowałem się dziennikarstwem motoryzacyjnym, a teraz dążę do tego, aby pisać świetne felietony.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *