Uderz w drzewo, a Twój samochód wezwie służby ratunkowe

W dzisiejszym świecie asortyment wszelakich produktów przeznaczonych dla ukochanych przez nas czterech kółek jest niewiarygodnie szeroki; poczynając od skórzanych tapicerek i kolorowych neonów, kończąc na profesjonalnym systemie audio. Jednakże w ostatnim czasie priorytetem staje się bezpieczeństwo… Nie, nie będę argumentował, że fotoradary są po to, by poprawić bezpieczeństwo, gdyż tak nie jest. Napiszę nieco o systemie eCall, który od 2015 będzie obowiązkowo montowany w każdym samochodzie osobowym i lekkim dostawczym wyprodukowanym na terenie Unii Europejskiej.

ECall (e-Call) to system wzywania pomocy, który – podobno – jest zintegrowany z poduszką powietrzną i podczas wypadku, gdy zostanie ona uruchomiona, nadajnik za pośrednictwem nr 112 wyśle do centrali, z którymi u nas (na chwilę obecną) nie jest najlepiej, informację odnośnie miejsca wypadku i kierunku, w jakim się poruszaliśmy, dzięki czemu służby ratunkowe pojawią się błyskawicznie. Mówiąc prościej, jeżeli przywalimy w drzewo bądź coś innego, to „sam” samochód wezwie służby ratunkowe na miejsce wypadku.

Dodatkowo eCall będzie można uruchomić ręcznie za pośrednictwem specjalnego przycisku umiejscowionego na desce rozdzielczej samochodu – i to jest też bardzo pomysłowe. Jeżeli się źle poczujemy, możemy zjechać na pobocze i wezwać pomoc.

KE szacuje, że system e-Call przyczyni się do skrócenia czasu reakcji służb ratunkowych nawet o pięćdziesiąt procent, a co za tym idzie uratowania 2,500 tysiąca osób rocznie. Według mnie ta statystyka jest znacznie zawyżona, ale to jest mniej ważne. E-Call z pewnością uratuje komuś życie, być może nam, a zatem warto mieć go w swoim samochodzie . A cena eCall wynosząca 100 euro jest znikoma w porównaniu z życiem ludzkim, a zestawiając ją z ceną nowego auta, nadamy jej miano „śmiesznej”.

Nudnej teorii to by było na tyle. Teraz nieco od strony praktycznej, to znaczy o wadach.

Po pierwsze, często numery służb ratunkowych, choć nie powinny, są zajęte. W tym oczywiście numer 112. Jeżeli zatem nie powstanie odpowiednia liczba tych centrali odpowiedzialnych za odbiór zgłoszeń, to podczas wypadku sygnał oczywiście zostanie wysłany, ale nie zostanie on nigdzie odebrany (wiem, nie piszę tego zbyt profesjonalnie), a co za tym idzie system eCall stanie się w dużej mierze bezużyteczny. I teraz pytanie, czy system ten będzie wysyłał komunikat MSD (tak to się fachowo zwie) do skutku, czy też na jednym zgłoszeniu się zakończy.

Po drugie, wiadomo jak to jest z małymi dziećmi. Wchodzą do samochodu i zaczynają naciskać co popadnie. A przycisk e-Call, aby był użyteczny, musi być w widocznym miejscu, aby osoby trzecie – w razie czego – mogły wezwać pomoc.

Manualne wzywanie pomocy oznacza, że łączymy się z „wyszkolonym operatorem eCall”, któremu możemy podać więcej informacji odnośnie wypadku czy innego zdarzenia. I tu jest kolejne pytanie, czy jeżeli nacisnę przycisk eCall, ale nie zacznę rozmawiać z „wyszkolonym operatorem eCall”, to czy pomoc również zostanie do mnie wysłana. Jeżeli nie, to jaki sens ma ten system? Przecież mogłem nacisnąć przycisk i utracić przytomność. Jeżeli tak, to przez przypadek my, albo ktoś inny, ze wskazaniem na dzieci, możemy nacisnąć przycisk, co sprawi, że na naszym podwórku pojawią się służby ratunkowe, a przecież bezpodstawne ich wezwanie jest surowo zakazane i karane zresztą.

Trzecią sprawą jest to, że jeżeli ktoś będzie jechał pod wpływem alkoholu i przytrafi mu się drobna kolizja, to raczej taka osoba nie będzie chciała, aby służby się o tym dowiedziały… chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.

To, co według mnie jest najważniejsze, zostawiłem na końcu. Mówi się, że nie należy kupować kota w worku. Każdy produkt, który mamy zamiar kupić, powinien być przez nas dokładnie sprawdzony. A gdy już zdecydujemy się na jego zakup, jeszcze raz powinniśmy przeanalizować pozostałe warianty.

W przypadku eCall sprawa maluje się nieco inaczej, a to dlatego, że – w pewnym sensie – będziemy zmuszeni do korzystania z niego. A to sprawia, że chcąc nie chcąc musimy zapoznać się z nim.

Owszem, ktoś może powiedzieć, co mnie obchodzi jakiś system, niech sobie będzie w moim samochodzie. Ale to zapewne będzie człowiek, który robi łaskę z tego, że żyje; człowiek, który nigdy nie osiągnął sukcesu w życiu prywatnym ani zawodowym i który najchętniej popełniłby samobójstwo, gdyby nie to, że wszystkie pieniądze przeznacza na alkohol, a zatem nie stać go na sznurek.

Każdy normalny człowiek powinien wiedzieć z czego dokładnie korzysta i jeszcze raz dogłębnie sprawdzić to, z czego dopiero będzie korzystał… I tu zaczynają się schody.

W Internecie niby coś jest napisane o tym systemie, jednakże trudno nazwać te informacje rzetelnymi. Zanim zacząłem pisać ten artykuł przejrzałem kilka stron, które opisywały e-Call, i praktycznie na każdej było napisane coś innego. Jak już ktoś pewnie zauważył, naprzemiennie używam nazwy eCall z e-Call, a to dlatego, że nie mam zielonego pojęcia, która z nich jest poprawna (może obie są), a w Internecie jeden serwis używa takiej nazwy, a drugi innej.

Taki obrót sprawy powoduje, że my, ludzie, którzy o rzeczach, z jakich korzystają i będą korzystać, chcą wiedzieć jak najwięcej, nie mamy możliwości sprawdzenia produktu, z którego będziemy musieli korzystać.

Ale dlaczego tak właściwie jest? Skoro w telewizji huczy od reklam butów, które doprowadzają do szału zakupowego kobiety; od reklam sześciopaku w cenie czteropaku, które sprawiają, że mężczyzna jak nigdy przedtem z własnej woli idzie do sklepu zrobić zakupy. Skoro ostatnio wyszła seria reklam dla 89-latków bądź imbecyli prezentująca, jak podłączyć dekoder DVB-T do telewizora , to chyba mogłaby się ukazać jakaś dwuminutowa reklama, w której powiedziano by coś więcej o eCall.

No bo jak mamy korzystać z sytemu eCall i jak mamy mu ufać, podobnie jak UE, skoro – na chwilę obecną – nie mamy żadnych jasnych informacji, ba, nie mamy stuprocentowej pewności, jak poprawnie zapisać nazwę tego sytemu?

Równie dobrze ktoś może twierdzić, że eCall/e-Call to bomba zegarowa, a my takiej osobie nie przemówimy do rozsądku, gdyż nie mamy jasnych argumentów, które by to zdementowały…

Autor: Mateusz Chomicki

Motoryzacja to moja pasja. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Zafascynowałem się dziennikarstwem motoryzacyjnym, a teraz dążę do tego, aby pisać świetne felietony.

3 myśli w temacie “Uderz w drzewo, a Twój samochód wezwie służby ratunkowe”

  1. W założeniach ma to być bardzo ciekawy system polepszający nasze bezpieczeństwo, ale jak będzie w rzeczywistości… Się okaże. Nic jednak nie jest w stanie zrekompensować małej liczby dobrych dróg w naszym kraju i wszelkie systemy chodź ciekawie brzmiące są często po prostu chwytem marketingowym, z którego korzystają producenci aby sprzedać swoje super owoczesne i bezpieczne auto.

    Swoją drogą, prowadzę podobną stronę. Jakbyś miał czas, zajrzyj w wolnej chwili. 🙂
    http://www.DarmoweKilometry.pl/

    Pozdrawiam!

Skomentuj DMKM Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *